Dziś mija dokładnie 34 lata od jednego z najtragiczniejszych wydarzeń w historii polskiej kultury. 10 października 1991 roku na parkingu przy krakowskim Teatrze STU zginął Andrzej Zaucha - jeden z najwybitniejszych wokalistów polskiej sceny muzycznej lat 80.
Ikona polskiej piosenki
Urodzony w styczniu 1949 roku w Krakowie Andrzej Zaucha od najmłodszych lat przejawiał niezwykły talent muzyczny. Już jako ośmiolatek zastąpił ojca za perkusją w lokalnym zespole, a później śpiewał w chórze kościelnym i grał na klarnecie. Choć początkowo trenował kajakarstwo, zdobywając nawet medale na mistrzostwach Polski juniorów, ostatecznie wybrał muzykę.
Kariera artysty rozwijała się dynamicznie - od występów z zespołem Czarty, przez Telstar, Dżamblę, aż po współpracę z legendarną Anawą Jana Kantego Pawluśkiewicza. "Jestem bardzo wdzięczny, że Jan Kanty Pawluśkiewicz zawierzył w moje talenty" - wspominał później artysta.
W latach 70. koncertował za granicą, występując w klubach w Niemczech, Austrii i Szwajcarii. Po powrocie do Polski w 1980 roku rozpoczął solową karierę, tworząc przeboje, które do dziś pozostają w pamięci Polaków:
- "Byłaś serca biciem"
- "Bądź moim natchnieniem"
- "Czarny Alibaba"
- "Nie takie mnie kochały"
- "Wymyśliłem Ciebie"
Osobista tragedia i nowa miłość
Życie prywatne Zauchy było początkowo szczęśliwe. Żył u boku ukochanej żony Elżbiety, z którą wychowywał córkę Agnieszkę. Wszystko zmieniło się dramatycznie w 1989 roku, gdy Elżbieta zmarła na skutek udaru mózgu, będąc chora na raka.
Pogrążony w żałobie artysta znalazł pocieszenie w przyjaźni z małżeństwem reżyserów - Yvesem Goulaisem i jego żoną, aktorką Zuzanną Leśniak. Wspólna praca nad spektaklem "Pan Twardowski" w krakowskim Teatrze STU zbliżyła Zauchę do młodej kobiety. Ich romans szybko stał się tematem plotek w środowisku artystycznym.
Zapowiedź tragedii
Związek nie pozostał tajemnicą dla męża aktorki. Yves Goulais, francuski reżyser, który przyjechał do Polski z miłości do kraju i kultury, nie mógł pogodzić się ze zdradą. Gdy nakrył kochanków w swoim mieszkaniu, otwarcie groził Zauchy śmiercią.
"Nie ma czasu się rozliczyć, ale będzie musiał zabić Zauchę"
Przyjaciele muzyka, w tym Andrzej Sikorowski i Krzysztof Piasecki, zauważyli, że artysta w ostatnich dniach życia był wyraźnie zaniepokojony. Zwierzał się im ze swoich obaw, ale nikt nie spodziewał się, że groźby okażą się realne.
Noc tragedii
10 października 1991 roku, po zakończeniu spektaklu "Pan Twardowski", Zaucha i Leśniak opuszczali budynek teatru przy ulicy Włóczków w Krakowie. Zmierzali na imieniny do Andrzeja Sikorowskiego. Na parkingu czekał już uzbrojony Goulais.
Francuski reżyser oddał osiem strzałów w kierunku pary. Zaucha zginął na miejscu, a Leśniak, ranna rykoszetem, zmarła później w szpitalu podczas operacji. Zabójca natychmiast udał się na policję i przyznał się do winy.
Proces i wyrok
Yves Goulais został skazany na 15 lat więzienia - wyrok, który do dziś budzi kontrowersje ze względu na swoją łagodność. Podczas procesu twierdził, że działał w afekcie, kierowany zazdrością i miłością do żony.
Jak wspomina współautorka biografii Zauchy, Katarzyna Olkowicz, zeznania zabójcy ewoluowały w trakcie przesłuchań:
"Każda jego kolejna opowieść o morderstwie zyskiwała nowy sznyt, tak jakby sobie ją układał w głowie, ociosywał, by coraz lepiej brzmiała"
Życie po zbrodni
Goulais po odbyciu kary w 2005 roku zmienił dane osobowe i podjął pracę w TVP, współpracując przy produkcji seriali takich jak "Leśniczówka" czy "Na Sygnale". W 2021 roku udzielił obszernego wywiadu telewizyjnego, w którym przyznał:
"Miałem 30 lat, tak że właśnie taki młody nie byłem, to powinienem reagować jak dojrzały, dorosły, mocny mężczyzna, który niestety przegrał. Ja nie potrafiłem panować nad emocjami"
Pamięć o artyście
Przyjaciele Andrzeja Zauchy do dziś z trudem mówią o tamtych wydarzeniach. Andrzej Sikorowski od ponad 30 lat konsekwentnie nazywa zabójcę "tym człowiekiem", nie wymawiając jego nazwiska.
Andrzej Zaucha pozostaje w pamięci jako artysta o wyjątkowym talencie i człowiek o wielkim sercu. Jego piosenki nadal towarzyszą Polakom, przypominając o głosie, który ucichł zbyt wcześnie. Gdyby żył, dziś skończyłby 76 lat.
Tragedia sprzed 34 lat pokazuje, jak cienka jest granica między miłością a obsesją, między zazdrością a zbrodnią. Historia Andrzeja Zauchy pozostaje przestrogą, ale przede wszystkim przypomina o artyście, który na zawsze zapisał się w historii polskiej muzyki.