Od 5 listopada widzowie platformy Netflix mogą oglądać nowy miniserial "Heweliusz", który przywraca pamięć o największej katastrofie morskiej w historii polskiej floty handlowej. Produkcja inspirowana jest prawdziwymi wydarzeniami z 1993 roku, gdy prom Jan Heweliusz zatonął na Bałtyku, zabierając ze sobą 56 osób.
Tragedia, która wstrząsnęła Polską
W nocy z 13 na 14 stycznia 1993 roku prom Jan Heweliusz wypłynął ze Świnoujścia do szwedzkiego Ystad w swoją ostatnią podróż. Na pokładzie znajdowało się 65 osób - 29-osobowa załoga i 36 pasażerów, głównie kierowców ciężarówek z różnych krajów europejskich. Statek przewoził również 10 wagonów kolejowych i 28 ciężarówek.
Pogoda tej nocy była katastrofalna. Jak wspominał kapitan Edward Bieniek, dowódca bliźniaczego promu Mikołaj Kopernik: "To był morderczy huragan, morza już nie było widać. To była całkowicie rozpylona wielka woda". W pewnym momencie potężna fala uderzyła w burtę statku z taką siłą, że prom niemal natychmiast się przewrócił.
Bilans tragedii i akcja ratunkowa
Katastrofa pochłonęła życie 56 osób - 20 marynarzy i 36 pasażerów. Uratowano zaledwie dziewięciu członków załogi. Zginął również kapitan, który według relacji świadków do końca pozostał na mostku.
Akcja ratunkowa była dramatyczna i pełna tragicznych odkryć. Ratownicy odnaleźli między innymi tratwę ratunkową z ojcem i córką - Niko Vojnovićem z Jugosławii i jego córką Wiktorią. Niestety, oboje zmarli z wychłodzenia. Ojciec do końca trzymał dziecko w objęciach, próbując je ogrzać ciepłem własnego ciała.
Kontrowersyjny wyrok i ucieczka od odpowiedzialności
Mimo wieloletniego śledztwa i procesów sądowych, przyczyny katastrofy nigdy nie zostały jednoznacznie wyjaśnione. Co więcej, armator Euroafrica - firma, która przejęła prom krótko przed tragedią - uniknął odpowiedzialności prawnej.
Jak pisze Adam Zadworny w książce "Heweliusz. Tajemnica katastrofy na Bałtyku", podczas odczytywania wyroku "ani razu nie padło słowo 'wina'". Adwokat Roman Olszewski komentował: "Izba Morska w Gdyni, obarczając winą właściciela i armatora, wydała sprawiedliwy wyrok, a Odwoławcza Izba Morska go upudrowała, maskując prawdziwe oblicze tej tragedii".
Statek z tragiczną historią
Jan Heweliusz miał za sobą długą historię awarii i incydentów. Szwedzi nazywali polski prom "Jan Haverelius", czyli "Jan Wypadkowy". W swoją ostatnią podróż wypłynął z uszkodzoną furtą rufową, której nikt nie zgłosił administracji portu.
Serial Netflix porusza te bolesne kwestie, stawiając pytania o:
- Rzeczywiste przyczyny katastrofy
- Odpowiedzialność armatora za stan techniczny statku
- Walkę rodzin ofiar o sprawiedliwość
- Mechanizmy, które pozwoliły uniknąć konsekwencji prawnych
Euroafrica dziś - firma bez konsekwencji
Euroafrica, która uniknęła odpowiedzialności za katastrofę, funkcjonuje do dziś. Od 2002 roku większościowym udziałowcem spółki jest Andrzej Hass. Firma należy obecnie do holdingu z siedzibą na Cyprze i realizuje połączenia morskie między portami bałtyckimi a Wielką Brytanią i Afryką Zachodnią.
Wdowy po ofiarach katastrofy nie otrzymały odszkodowań, których się domagały. Niektóre z nich, po latach walki w sądach, zdecydowały się na ugody z armatorem.
Nowa perspektywa na dawną tragedię
Miniserial "Heweliusz" na Netflix to nie tylko produkcja rozrywkowa, ale także próba ponownego spojrzenia na wydarzenia sprzed ponad 30 lat. Twórcy serialu mieli dostęp do relacji świadków, w tym wdowy po kapitanie statku, która po latach zdecydowała się opowiedzieć prawdziwą historię tragedii.
Produkcja pojawia się w momencie, gdy w mediach pojawiają się nowe materiały na temat katastrofy, w tym wywiady z osobami bezpośrednio związanymi z wydarzeniami z 1993 roku. To może być okazja do ponownego zbadania okoliczności, które doprowadziły do największej morskiej tragedii w historii polskiej żeglugi handlowej.





