Najnowsza produkcja Władysława Pasikowskiego "Zamach na papieża", która trafiła do kin 26 września, miała być wielkim powrotem legendarnego duetu reżyser-aktor po pięciu latach przerwy. Niestety, zapowiadany jako "ostatni wspólny projekt" Pasikowskiego i Bogusława Lindy film okazuje się rozczarowującym dziełem, które nie wykorzystuje swojego potencjału.
Mylący tytuł i chaotyczna narracja
Wbrew tytułowi, film wcale nie koncentruje się na zamachu na Jana Pawła II. Zamiast tego widzowie otrzymują chaotyczną mieszankę wątków, w której główny bohater - były snajper i legenda wywiadu Konstanty "Bruno" Brusicki (Bogusław Linda) - zostaje zmuszony do udziału w tajnej operacji mającej na celu zatuszowanie śladów i eliminację zamachowca Ali Agcy.
Największym problemem produkcji jest niezdecydowanie reżysera co do tego, jaką historię chce opowiedzieć. Film zaczyna się żartobliwie, nawiązując do kultowych "Psów", następnie przenosi akcję na Kreml, by w końcu przekształcić się w kryminał o zaginięciach dzieci na prowincji.
Niewykorzystany potencjał gatunkowy
Pasikowski, twórca udanego "Kuriera", tym razem nie potrafi stworzyć angażującej intrygi szpiegowskiej. Pomimo obiecujących zapowiedzi o "porywającym thrillerze inspirowanym prawdziwymi wydarzeniami", film cierpi na:
- Brak tempa w scenach przygotowań do zamachu
- Wyzbyte emocji dialogi w momentach konfrontacji
- Ciągle zmieniający się ton narracji
- Schematyczne rozwiązania fabularne
Linda żegna się z kinem?
Szczególną wagę nadaje filmowi fakt, że może to być ostatnie kinowe wystąpienie Bogusława Lindy. Legendarny aktor, który w ostatnich latach rzadko pojawiał się na ekranie (wyjątek stanowił serial "Odwilż"), sugeruje, że zasłużył na emeryturę.
"Myślę, że zasłużyłem na emeryturę i że wystarczy mnie już w tym kinie. Jednocześnie wiem, że nie mogę powiedzieć zdecydowanie, bo jeżeli zabraknie mi kasy, to będę musiał wrócić"
Współpraca Linda-Pasikowski trwa już ponad trzy dekady, począwszy od "Krolla" na początku lat 90., przez kultowe "Psy", aż po filmy takie jak "Operacja Samum" czy "Reich".
Najlepsze momenty filmu
Paradoksalnie, "Zamach na papieża" najlepiej wypada w momentach, gdy odchodzi od sensacyjnej fabuły i skupia się na rozliczeniu z przeszłością. Postać Brusickiego - człowieka, który dla peerelowskich władz robił rzeczy niepojęte i zapłacił za to wysoką cenę - wydaje się skrojona idealnie dla Lindy. Niestety, reżyser szybko porzuca ten psychologiczny trop.
Werdykt
"Zamach na papieża" to przykład niewykorzystanego potencjału. Film, który mógł być godnym pożegnaniem legendarnego duetu, pozostanie raczej w pamięci jako rozczarowanie. Pasikowski, znany z braku subtelności, tym razem przesadził z chaosem narracyjnym, tworząc produkcję, która nie wie, czym chce być.
Przed trafieniem do kin szerokiej dystrybucji, film został zaprezentowany na 50. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Pozostaje mieć nadzieję, że jeśli to rzeczywiście koniec współpracy Pasikowskiego i Lindy, przyszłość przyniesie lepsze wspomnienie ich wspólnej drogi w polskim kinie.





