28 października 2025 roku mija dokładnie rok od śmierci Elżbiety Zającówny, jednej z najbardziej utalentowanych polskich aktorek swojego pokolenia. Gwiazda filmów "Vabank", "Seksmisja" czy serialu "Matki, żony i kochanki" odeszła w wieku 66 lat, pozostawiając po sobie niezatarte wspomnienia w sercach widzów i współpracowników.
Kariera przerwana przez chorobę
Elżbieta Zającówna urodziła się 14 lipca 1958 roku w Krakowie. Po ukończeniu Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Ludwika Solskiego rozpoczęła karierę na deskach warszawskich teatrów - Syreny, Rampy i Komedii. Debiut filmowy zaliczył w kultowym "Vabanku" z 1981 roku u boku Jana Machulskiego.
Niewiele osób wiedziało jednak, że życie tej pełnej energii i optymizmu artystki od młodości płynęło w cieniu poważnej choroby. Pierwotnie Zającówna marzyła o karierze sportowej, chcąc pójść w ślady matki - siatkarki. Plany te pokrzyżowała diagnoza postawiona podczas badań lekarskich przed przyjęciem do Akademii Wychowania Fizycznego.
Choroba von Willebranda - niewidzialny przeciwnik
U młodej Elżbiety wykryto chorobę von Willebranda - rzadkie, wrodzone zaburzenie krzepnięcia krwi. Schorzenie to charakteryzuje się deficytem lub dysfunkcją czynnika von Willebranda, białka odpowiedzialnego za prawidłowe krzepnięcie. Pacjenci zmagają się z:
- Nawracającymi krwawieniami z nosa i dziąseł
- Krwotokami z przewodu pokarmowego
- Przedłużającym się krwawieniem nawet po drobnych skaleczeniach
- Zwiększonym ryzykiem krwotoków wewnętrznych
Diagnoza wykluczyła jakąkolwiek aktywność sportową wiążącą się z ryzykiem kontuzji. Zającówna, nie tracąc czasu, zmieniła plany i za pierwszym podejściem dostała się do krakowskiej Akademii Sztuk Teatralnych.
Świadome wycofanie się ze sceny
Pod koniec lat 90. aktorka zaczęła coraz rzadziej przyjmować propozycje filmowe. W jednym z niewielu wywiadów, w którym zdecydowała się wspomnieć o swojej chorobie, wyznała magazynowi "Viva!":
"Kiedy poważnie zachorowałam, zrozumiałam, co jest w życiu najważniejsze. Zmieniło się moje podejście do zawodu. Powiedziałam sobie, że nie będę umierać na scenie"
Zającówna nigdy nie wykorzystywała swojej choroby do wzbudzania litości. Mówiła o niej z godnością, jako o czymś, z czym nauczyła się żyć. Świadomie wygaszała karierę aktorską, by więcej czasu poświęcić działalności charytatywnej. W 2010 roku objęła stanowisko wiceprezeski Fundacji Polsat.
Wspomnienia przyjaciół
Małgorzata Potocka, która zaprzyjaźniła się z Zającówną na planie serialu "Matki, żony i kochanki", po śmierci aktorki ujawniła:
"Ta choroba ją męczyła od zawsze. Odkąd pamiętam, zawsze była ta choroba. Ona nie mogła długo ani zbyt ciężko pracować. Nie mogła nie dosypiać"
Joanna Kurowska wspominała koleżankę jako osobę wyjątkowo życzliwą: "Ona zawsze stała z boku. Była jedną z niewielu osób, która potrafiła powiedzieć koleżance, że fajnie zagrała".
Ostatnie lata i pożegnanie
W 2019 roku Zającówna po raz ostatni stanęła przed kamerą. Piotr Machalica namówił ją do zagrania w komedii romantycznej "Szczęścia chodzą parami" z udziałem Weroniki Książkiewicz i Michała Żurawskiego. Dla obojga aktorów była to ostatnia produkcja filmowa w życiu.
Elżbieta Zającówna zmarła niespodziewanie 28 października 2024 roku. Była żoną scenarzysty i producenta Krzysztofa Jaroszyńskiego, z którym doczekała się córki Gabrieli. Podczas ceremonii pogrzebowej córka aktorki wyznała: "Mama coraz mniej była sobą. Widzieliśmy, jak choroba wpływała na jej życie".
Jak chciała być zapamiętana
Związek Artystów Scen Polskich, w porozumieniu z mężem aktorki, zamieścił pożegnalny wpis, który najlepiej oddaje to, jaka była Elżbieta Zającówna:
"W jednym z wywiadów powiedziała: 'Uwielbiam się śmiać, uwielbiam wesołych ludzi. Tak właśnie chcę żyć'. I taką cię zapamiętamy. Żegnaj Elu!"
6 listopada 2024 roku w warszawskim Kościele Środowisk Twórczych na placu Teatralnym odbyła się uroczysta msza żałobna. Następnego dnia urna z prochami została przewieziona do Krakowa, gdzie aktorka spoczęła na cmentarzu Grębałów w rodzinnym grobowcu, u boku rodziców i siostry.
Choć większą część życia spędziła w Warszawie, Elżbieta Zającówna chciała po śmierci wrócić do miasta, w którym się urodziła i wychowała. Pozostanie w pamięci jako artystka pełna życia, która mimo trudności zdrowotnych nigdy nie przestała się uśmiechać i zarażać innych swoim optymizmem.





